пятница, 30 декабря 2011 г.

Listy perskie (3)

cet infortuné, qui n'aura d'un mari que la jalousie; qui ne sortira de sa froideur que pour entrer dans un désespoir inutile; qui se rappellera toujours la mémoire de ce qu'il a été, pour la faire souvenir de ce qu'il n'est plus; qui, toujours prêt à se donner, et ne se donnant jamais, se trompera, la trompera sans cesse, et lui fera essuyer à chaque instant tous les malheurs de sa condition?
Hé quoi! être toujours dans les images et dans les fantômes? ne vivre que pour imaginer? se trouver toujours auprès des plaisirs et jamais dans les plaisirs?

Monteskiusz

Tak, to ja

Trzeba być tępym jak słoik ogórków, żeby wierzyć, że Dwa Słowa i kilka łez sprawią, że wróci. Było zażenowanie i zaprzepaszczenie wszystkich możliwych przyszłych grzechów obcowania tête à tête.

Trzeba być jeszcze bardziej głupim, żeby wierzyć, że wspólny wieczór mógłby czymś innym, niż tamten pomyślał, że ubłagana obecność byłaby zbyt bliska. Kto tu się oszukiwał? I tak się nie udało.

Trzeba być mną, żeby patrzeć na tę skończoną idiotkę i bać się, że ona tym ogniem się poparzy. Trzeba być dzieckiem, by na nią patrzeć jak na dziecko. Tylko uważaj przez ulicę. Tylko nie dotykaj ognia. Na próżno.

I żeby ta operacja dzisiaj rano się powiodła. Tego to jestem pewien. Że się powiedzie. Pewien. Się powiedzie. Że.

четверг, 29 декабря 2011 г.

Krzyczę

Krzyczę, wyję, jęczę. Przeklinam. Wyznaję miłość. Kocham. Nienawidzę. Wszystkie emocje równe zero. Już pustka. Już chłód. Już nic. Płaczę.

Rozbijaj

Rozbijaj, wal młotem, tłucz. Siekaj ciało. Zgniataj kości. Aż po krew. Aż po duszę. Wydam ledwo bezgłośny jęk.

суббота, 24 декабря 2011 г.

Listy perskie (2)

Il n'y a rien de si affligeant que les consolations tirées de la nécessité du mal, de l'inutilité des remèdes, de la fatalité du destin, de l'ordre de la Providence, et du malheur de la condition humaine. C'est se moquer de vouloir adoucir un mal par la considération que l'on est né misérable; il vaut bien mieux enlever l'esprit hors de ses réflexions, et traiter l'homme comme sensible, au lieu de le traiter comme raisonnable.
Monteskiusz

пятница, 16 декабря 2011 г.

Chciałem

zaaranżować rozmowę z tobą. Sam na sam. Rozmowa o czymś, wiesz, wzruszamy się. Łzy. Że boli. Żebym musiał ciebie przytulić. I żebyś nie mógł odmówić.

Ostatnio głowa mi huczy. Pęka. Detonacja. Oczy zachodzą mgłą. Krew ścieka po skroni. Dusza się we mnie huśta. W przód. W tył. W przód. W tył. Huś. Huś. Huś. Huś. Ileż można czynić prób przed skokiem, głupia?

среда, 7 декабря 2011 г.

Powiedział

Powiedział: To dobrze, że nikt inny ciebie nie chce. Zawiesiłem się między wzruszeniem a nienawiścią. Ostatecznie trzeba było walnąć go w ryj.

четверг, 1 декабря 2011 г.

Void

Od środka pochłania mnie próżnia. Tępieję z każdym krokiem. Oczy osnuwa mgła. Uszy stają się głuche na wszelkie dźwięki. Z języka sączy się tylko jad. Zapomnij. Zostaw. Odejdź. Ja już teraz sam. Mam tarczę z igieł lodu.

вторник, 29 ноября 2011 г.

Głowa nie daje spać

Głowa nie daje spać. Umysł jest jednak zbyt zmęczony, by produktywnie wykorzystać dany czas. Mam przeczucie, że powinienem być bardzo szczęśliwy. Tysiące bodźców szczęścia. Otaczają mnie wspaniali ludzie. Cóż, to mnie jednak nie przekonuje. Zmieniłem się? Czy coś w głowie się nie domyka? Widzę ciebie i na czas zatrzymuje się. Nie oddycham. Nie myślę. Nie słyszę. Tylko widzę. Twoje oczy. I potem znów wpadam w rzeczywistość, która pędzi zbyt szybko. A ja tam zamarłem, stoję jak wryty. I pluję sobie w brodę, że sam sobie bicz kręcę. Może to wcale nie ma z Tobą nic wspólnego. Może to Ty padłeś ofiarą mojego umysłu, które wpisał Ciebie w jakiś martyrologiczny schemat. Nie wiem. Nie wiem. Do tego ten niepokój z Południa. Rzygam rzeczywistością.

понедельник, 28 ноября 2011 г.

bezdomność. bo dom to nie miejsce lecz stan

Zbuduj mi dom. Zapamiętaj. Wyżynam się z każdą sekundą, z bezgłośnym jękiem skraplam się w otchłań, roztrzaskuję się na skale. Nie ma mnie we mnie. Jestem wiązką wrażeń, bełkotem kloszardów, zamknięciem obijającym się o próżnię. Jestem świadomością obezwładnioną nudnościami, kiedy wszechświat wiruje jak szalony. Jestem napiętą struną. Zgrzytem paznokcia na tablicy. Zapadam się w siebie. Grzęznę. Zapalam się. Płonę. Świszczę jak strop domu, który za chwilę runie. Drżeniem jestem. Krwią jestem. Krzykiem jestem. Zapamiętaj. Nie ma domu.

вторник, 22 ноября 2011 г.

Zaratustra

Głupcy, myślicie, że znaleźliście oświecenie: bo odkryliście, że ludzie przemijają, że nic nie jest pewne. Głupcy! Zapomnijcie! Zapomnijcie, powiadam, bowiem jeśli całym jestestwem zrozumiecie tę prawdę, pomrzecie z żałości! Będziecie jakoby liście na jesiennym drzewie, stale obserwujące obumieranie innych; powiadam wam, nie znacie dnia ani godziny, kiedy zimny wiatr zerwie was. Zapomnijcie! Ta wiedza boli. Ta wiedza niszczy. Powiadam: z tą wiedzą nie da się żyć.

воскресенье, 20 ноября 2011 г.

Korytarz

Szedłem korytarzem. Bo to zawsze są korytarze. Ciemne, brudnożółte ściany. Wagonik lampek pod sufitem. Na końcu korytarza jakieś rozwidlenie. Lewo. Prawo. Ale daleko. Idę. Żółtowatość lampek-wagoników i ścian sączy się. Gęstnieje. Robi się potwornie duszno. Słyszę echo moich kroków. Obcasy na kamiennej posadzce. Stuk. Stuk. Duszno, bardzo duszno. Usiłuję iść dalej, ale krok mój staje się chwiejny. Upadam. Słyszę, widzę: ściany i sufit rozpadają się na kawałki. Cegła po cegle. Spadają na mnie. Zamykam oczy. Jestem już zmęczony. Rozleciało się. Jestem już zmęczony.

суббота, 19 ноября 2011 г.

Puzzled

Mam dziwne wrażenie, że życie moje do niedawna było masą. Jak morze. Że etapy szczęścia i smutku następowały po sobie jak fale. Tworzyło jednak zwartą całość. Teraz natomiast odczuwam to moje życie jako przypadkowe zebrane zebrane ze sobą puzzle z różnych układanek. Nic ich nie łączy. Żadnego sensu. Żadnego dużego obrazu. Wszystkie są przypadkowe. Każdy z nich może nagle zniknąć i nigdy nie wrócić.

вторник, 15 ноября 2011 г.

Pensjonarka wzdycha raz jeszcze

Chciałbym, żebyś ze mną wypił ten kielich, M. Tak się cieszę, gdy do mnie przychodzisz i zagadujesz. Mam wrażenie, że Ciebie coś obchodzę. Jednak natychmiast zatrzymuję potok uciesznych myśli. Wiem, że Twój uśmiech i Twoja wesołość zwiodły mnie już raz. Teraz ja sam wybieram, ja sam odrzucam. Jeśli mam cieszyć się z tego spotkania, to tylko bardzo, bardzo głęboko, i to bardzo, bardzo cicho. Bałbyś się, gdybyś wiedział, że spotykasz trupa?


Chyba strasznie kiepski ze mnie układacz tekstów, skoro wychodzą mi same harlequiny...

Prends soin de mon âme

Je suis au milieu d'un peuple profane: permets que je me purifie avec toi; souffre que je tourne mon visage vers les lieux sacrés que tu habites; distingue-moi des méchants, comme on distingue au 4 lever de l'aurore, le filet blanc d'avec le filet noir; aide-moi de tes conseils; prends soin de mon âme; enivre-la de l'esprit des prophètes; nourris-la de la science du paradis, et permets que je mette ses plaies à tes pieds. Adresse tes lettres sacrées à Erzeron, où je resterai quelques mois.
(Listy perskie, Monteskiusz)

воскресенье, 6 ноября 2011 г.

Zawsze są z nami

Czy człowiek, który powiedział ci, których kochamy, są zawsze z nami, w naszych sercach, spodziewał się, że jego słowa można poczytać za groźbę bądź przekleństwo?

четверг, 3 ноября 2011 г.

Orientacja receptywna według Fromma


W orientacji receptywnej jednostka czuje, że "źródło wszystkich dóbr" jest na zewnątrz i wierzy, że jedyny sposób, aby dostać to, czego chce - czy to będzie coś materialnego, czy też emocje, miłość, wiedza, przyjemność -- to otrzymywać to z zewnętrznego źródła. W orientacji tej problem miłości jest prawie wyłącznie problemem "bycia kochanym", a nie kochania, ludzie tacy są zazwyczaj niewybredni w wyborze obiektów miłości, gdyż bycie kochanym przez kogokolwiek jest dla nich takim wszechwładnym doświadczeniem, że "upadają" oni dla każdego, kto oferuje im miłość lub to, co wygląda na miłość. Są oni uczuleni na każde wycofywanie się lub odrzucenie ze strony kochanej osoby. Ich orientacja jest taka sama w sferze myślenia: Jeśli są inteligentni, są najlepszymi słuchaczami, gdyż są oni nastawieni na otrzymywanie, a nie produkowanie idei; pozostawieni sobie samym czują się sparaliżowani. Jest charakterystyczne dla tych ludzi, że ich pierwszą myślą jest znaleźć kogoś, od kogo można by otrzymać potrzebną informację, a nie zrobić samemy najmniejszy nawet wysiłek. Jeśli są religijni, trzymają się takiej koncepcji Boga, w której wszystkiego oczekują od niego, a nic od swej własnej aktywności. Jeśli nie są religijni ich stosunki z innymi osobami i instytucjami są przeważnie takie same; poszukują oni zawsze "magicznego pomocnika". Wykazują oni szczególny rodzaj lojalności, u podłoża której tkwi wdzięczność dla karmiącej go ręki i strach przed jej utratą. A ponieważ potrzebują wielu rąk, by czuć się bezpiecznie, muszą być lojalni wobec wielu ludzi. Trudno im przychodzi powiedzieć "nie" i dlatego łatwo wpadają w konflikt lojalności i obietnic. A ponieważ nie mogą powiedzieć "nie", kochają mówić "tak" każdemu i wszystkim, co wskutek paraliżu ich krytycznych zdolności uzależnia ich całkowicie od innych.
Uzależniają się oni nie tylko od autorytetów, by uzyskać wiedzę i pomoc, ale w ogóle od ludzi, by zyskać jakiekolwiek wsparcie. Czują się zagubieni, gdy są sami, gdyż wiedzą, że nic nie zrobią bez pomocy. Ta bezradność ma szczególne znaczenie, gdy w grę wchodzą działa, które muszą być podejmowane samotnie: podejmowanie decyzji i branie na siebie odpowiedzialności. W stosunkach międzyludzkich stać ich na to, by radzić się osoby, w stosunku do której muszą podjąć decyzję.
Typ receptywny znajduje duże upodobanie w jedzeniu i piciu. Osoby te przezwyciężają niepokój poprzez jedzenie i picie. Usta są szczególnie ważne, zawsze wyraziste; wargi rozchylają się jakby w stałym oczekiwaniu by być nakarmionym. W ich snach być karmionym jest częstym symbolem i oznacza -- być kochanym; natomiast być głodnym -- w snach -- jest symbolem frustracji i niezadowolenia.
Stosunek do świata ludzi należących do orientacji receptywnej jest optymistyczny i przyjazny; mają oni pewne zaufanie do życia i jego darów, lecz stają się niespokojni i zrozpaczeni, gdy ich "źródło zaopatrzenia" jest zagrożone.
Mają w sobie często autentyczne ciepło i pragną pomóc innym, lecz robiąc coś dla innych, zabezpieczają tym sobie ich łaskę.

E. Fromm, Man for himself. An enquiry into the psychology of ethics, London 1975, [w:] M. Chałubiński, Fromm, Warszawa 1993, ss. 162-163.

Wytłuściłem fragmenty moim zdaniem trafne, kursywą oznaczyłem te, które do mnie się raczej nie odnoszą.

четверг, 15 сентября 2011 г.

Night of Hunters

Kielichem opium zacząłem te wakacje, kielichem opium je skończę.

Piję za Ciebie, Marcinie. Idea internetowego przyjaciela przejadła Ci się. Żal Ci zmarnowanego czasu, żal Ci namiastek tego, czego chciałeś, czego szukałeś. Więc odchodzisz z mojego życia, tak jak inni już odeszli. Nie będę Was zliczał, bo łatwiej mi nićmi zszywać palce, niż słowa bełkotać. Słowa mi się męczą.

Piję za Ciebie, Marcinie. Mnie nie będzie żal tego czasu. Żal mi tego pożegnania, którego nie było. I że nie zobaczmy się na koncercie Tori Amos, Rudej Wariatki, którą przede mną odkryłeś. Patrzaj, jak wiatr przesypuje ziarenka piasku!

Piję za Ciebie, Marcinie. Shattering Sea.

четверг, 8 сентября 2011 г.

пятница, 2 сентября 2011 г.

Gramatykalizuję się

Gramatykalizuję się. Czasem proszę cię, pozwól mi zostać ze względu na nich, nie zabieraj mi ich. A potem radykalizuję się w przecinkach, kropkach, akcentach. Aigu nad ranem, grave popołudniem oraz bardzo circonflexe wieczorem i nocą. Tonę czasami w czasach, bo mój umysł jest passé, bo jutro to zbyt bliski futur proche, bo ja wolę to robić bez warunków, gdy stawiasz swój conditionnel présent, a ja przytakuję, wydziobywując liczebniki porządkowe (premier, second...) jak telegraf zanurzony w pętli czasu. Zbyt często mój discours był rapporté tam, gdzie nie trzeba było. No i szukałem mojego buta poprzez opposition, ale jak zwykle kończyło się lakoniczną i banalną dość concession. Przestawiałem wszelkie articles, possessifs, démonstratifs i pronoms personnels, żeby tylko odwrócić rzeczywistość, bo zbyt bardzo raniła mnie swoją nachalnością. Ile czasu w czasie, ile mnie we mnie? Płynę z prądem wytworów gramatycznych galijskiego ducha, wpadam do morza reguł, praw, wzorów, odmian, deklinacji, koniugacji, stylu wysokiego, języka mówionego, byle tylko dalej, byle głębiej, na dno, aż po nicość.

среда, 31 августа 2011 г.

Czegoś więcej

Czy niektórzy ludzie wybierają egoizm, ponieważ dzięki temu nie można ich skrzywdzić? Czyżby tak bardzo bali się bólu?

Ostatnio doszedłem do wniosku, że człowieczeństwo, które rozumiem jako zdolność do przeżywania najgłębszych emocji i do używania sumienia, zawsze naraża na cierpienie i zawsze się z nim wiąże. Tak długo, jak jesteśmy ludźmi, jak jesteśmy ludzcy, tak długo musimy cierpieć. Gdy dajemy, często nie otrzymujemy nic w zamian. Gdy kochamy, często nie jesteśmy kochani. Gdy troszczymy się, często o nas nikt nie dba. Oczywiście nie trzeba tak cierpieć. Możemy wybrać egoizm i dbać przede wszystkim o dobro własne. To niezła tarcza przed tego typu cierpieniem. Ale obawiam się, że może powodować inne.

вторник, 30 августа 2011 г.

Moje dzieci

Dzieci na ulicy: Plose pana, a pan ma dzieci?
Ja: Nie.
Dzieci na ulicy: To niech se pan zrobi.
Ja: Hehe... (konsternacja). Ej, ja mam przecież dopiero dwadzieścia lat!

A nie wyglądam, co...?

воскресенье, 28 августа 2011 г.

Der Kristall

Kułem kryształ na miarę moich możliwości. Drapał korzenie gór, rozcinał połacie nieba. Zbierał białe światło słońca, nasiąkał podziemnymi potokami. Uczył się starych słów i zaklęć. Zapamiętywał tysiące zdań. Wszystko w jednym tylko celu: wskazywać właściwą drogę. Być kompasem. Po prawdzie, myślałem, że będzie świetnym podarunkiem. Nikt go nie chciał. Myślałem, że będzie przynajmniej innym pokazywał, którędy mają kroczyć. Ale i tego nie umiał. Przestałem kuć ów kryształ. Przestał jaśnieć. Już nie mieni się światłem słonecznym, już nie emanuje tęczą. Zmatowiał. Chciałem go wrzucić do pudełka pamiątek z młodości, tych wszystkich rzeczy bezużytecznych, a jednak wciąż mi drogich ze względu na sentyment, jakim je darze. Ale nie znajdzie swojego miejsca pośród pewności, szczęścia i poczucia sensu. Nie. Zbyt się rozrósł, zbyt napęczniał.

Kruszę go. Kawałek po kawałku. Gołymi rękoma odłamuję fragmenty, którymi potem ryję w skórze dłoni. Musi w nich stępieć i rozpaść się zupełnie. Krwawy koniec kryształu. Tylko rany tak pieką...

среда, 24 августа 2011 г.

Labyrinthe

Labirynt. Niebo gwiaździste nade mną. Pustka we mnie. Labirynt. Porośnięty bluszczem. Owinięty kocem zimnej nocy. Labirynt. Bicie serca wyznacza rytm kroków. Bluszcz szepcze do mnie. Stare słowa. Zapomniane słowa. Poczucie sensu skryte pod ich korzeniami. Nie wygrzebię go. Nie zerwę bluszczu. Nie zerwę dnia. Nie umiem zrywać dni (carpere diem). Labirynt. Labirynt rośnie. Wiatr już nie świszczy, utonął w jego otchłani. Boję się labiryntu. Boję się nocy. Kocham ten strach. Cóż innego mam kochać? Zamykam oczy. Labirynt oplata mnie. Wpełza do mojego mózgu. Stapiam się z labiryntem. Stapiam się z nocą. Stapiam się z nicością. A więc w końcu nie istnieję.

пятница, 19 августа 2011 г.

Passeé, aumône, laisse

Zbudowałbym sobie dom, ale rozdałem wszystkie materiały.

Każdego dnia przed zaśnięciem wymawiam zaklęcie, twoje imię. Passé, aumône, laisse. Zatapiam się w tym, co minęło; przywdziewam łachmany i błagam dosłownie każdego o jałmużnę. Sam uplotłem sobie smycz i podarowałem tobie, tyś mnie uwiązał gdzieś w lesie i odjechał.

No przecież próbowałem. Dwie randki, które zupełnie się nie udały. Jeden wyszedł w trakcie spotkania, nie płacąc swojego rachunku. Drugi od ujrzenia mnie był obrażony, mimo że jechałem półtorej godziny, by się z nim zobaczyć. To były krótkie randki, każda po pół godziny. So pahetic.

Może już nie umiem wybierać ludzi godnych zaufania. Może już wcale nie umiem wybierać. Przy tych wszystkich godzinach, które sączą się przeze mnie jak przez igłę.

Dzisiaj zrobiłem porządek w moim pokoju. Szkoda, że tylko w nim. Marzę o tym, by kogoś przytulić. Après minuit commence la griserie des vérités pernicieuses

вторник, 2 августа 2011 г.

Il n'était pas surprenant que j'ai fait chou blanc

A więc spotkaliśmy, mon cher Paul, w końcu... Za każdym razem, gdy Ciebie widzę, jestem zaskoczony tym, jak bardzo jesteś piękny. Zapomniałem już, jak wyglądasz. Zapomniałem, jak pachniesz. Zapomniałem o wszystkich detalach. Nawet o tym, że tak cudownie się dogadujemy. Że możemy spacerować i rozmawiać przez pięć godzin bez przerwy. Wybacz, że Ciebie przytuliłem i że wyłem jak dziecko. Wciąż siebie oszukuję, że rozstania nigdy nie było, że pomiędzy tamtym grudniem a wczoraj nie płynął czas. To dlatego przywołuję te wszystkie wspomnienia. Tarcza przeciwko samotności.

Już tutaj pisałem, że nigdzie nie czuję się jak w domu. Wiesz, gdy teraz przekraczałem granicę miasta naszych schadzek, mimowolnie pomyślałem jestem w domu. I byłem zdziwiony, że coś takiego mogłem pomyśleć. I od razu sobie przypomniałem to przysłowie angielskie: home is where your heart is. Albo jak to Łukasz ujął, ubi enim thesaurus vester est, ibi et cor vestrum erit (Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze.) No i co ja na to poradzę?

Czytam też Harry'ego Pottera po francusku. I tak dumam nad tym zwierciadłem, które pokazywało pragnienia. Dumbledore powiedział, co w oryginale brzmiało: It shows us nothing more or less than the deepest, most desperate desire of our hearts. [...] this mirror will give us neither knowledge or truth. Men have wasted away before it, entranced by what they have seen, or been driven mad, not knowing if what it shows is real or even possible.

No i już wiem, co bym tam ujrzał. A Ty, Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko?

Czy jeżeli przyjaciel ciebie zostawia, to znaczy to, że nim nigdy nie był? Coś mi mówi, że nie. Że liczy się wspólnie spędzony czas. Ale chyba już nigdy nie powiem, że kogoś znam.

====================================================

Bon alors nous nous sommes rencontrés, mon cher Paul, enfin... Chaque fois que je te vois, je suis surpris par ta beauté merveilleuse... Tu as l'air..., j'ai oublié. J'ai oublié comment tu sentes. J'ai oublié tous les détails. Même que nous jacassons sans problème. Que nous pouvons nous balader et parler pendant 5 heures sans cesse. Pardonnes-moi que je t'ai serré contre moi et que j'ai hurlé comme une bête. Encore je suis dupe qu'il n'y avait pas cette séparation, que le temps n'a pas passé depuis ce jour-là de décembre jusqu’à la veille. C'est à cause de cela que je fais appel à ces touts souvenirs. Un bouclier contre la solitude.

J'ai déjá écrit ici que « chez moi » je ne me sens nulle part. Tu sais lorsque je passais la frontière de la cité de nos rendez-vous, malgré moi j'ai pensé je suis chez moi. Et j'étais surpris que j’aurais pu penser une chose comme cela. En outre, tout de suite je me suis rappelé ce proverbe anglais : home is where your heart is. Ou bien Luc le formula, ubi enim thesaurus vester est, ibi et cor vestrum erit (Car là où est votre trésor, là aussi sera votre coeur.) Je n'y peux rien.

Je continue à lire Harry Potter en français. Et je songe à ce miroir qui montrait des désirs. Dumbledore a dit: Il ne nous montre rien d'autre que le désir le plus profond, le plus cher, que nous ayons au fond de notre coeur. [...] Mais ce miroir ne peut nous apporter ni la connaissance, ni la vérité. Des hommes ont dépéri ou sont devenus fous en contemplant ce qu'ils y voyaient, car ils ne savaient pas si ce que le miroir leur montrait était réel, ou même possible.

Et je sais déjà ce que je pourrais y voir. Et vous, mon Cher Lecteur, ma Chère Lectrice ?

Quand ton ami t'abandonne, est-ce que cela veut dire qu'il ne l'a jamais été ? Quelque chose me dit non. C'est le temps qu'on a passé ensemble qui vaut. Mais jamais peut-être dirai-je que je connais un homme.

четверг, 28 июля 2011 г.

In noctem

To będzie dobre na dzisiejszą noc:
Carry my soul into the night
May the stars light my way
I glory in the sight
As darkness takes the day
Ferte in noctem animam meam
Illustrent stellae viam meam
Aspectu illo glorior
Dum capit nox diem
Cantate vitae canticum
Sine dolore actae
Dicite eis quos amabam
Me nunquam obliturum


Sing a song, a song of life
Lived without regret
Tell the ones, the ones I loved
I never will forget,

Never will forget.

Po łacinie i po angielsku raczej identyczny tekst.

Jestem w piosence

Gdyby mnie ktoś szukał, to skryłem się w tej piosence.

Czytam i czytam ten Sartre'owski esej o Baudelairze. Odczuwam dużą, próżną przyjemność płynącą z faktu, że rozumiem grę, którą przeprowadza filozof. I z chęcią jej się poddaję. Polega ona na analizowaniu życia, faktu egzystencjalnego Baudelaire'a w taki sposób, by jednocześnie kupczyć swoją filozofią. I mnie takie kupczenie bardzo się podoba, bo moja myśl już wcześniej dawno zbiegała się z Sartre'owską. Co więcej, czasem się z nim nie zgadzam i stawiam znaki zapytania (grzecznie, bo ołówkiem) w mojej (ha!) książce. I z tego jestem najbardziej rad, bowiem dotychczas byłem niesamowicie bezkrytyczny względem pomysłów innych ludzi.

Lektura to rodzi dużo wniosków, bowiem sartre'owska dekonstrukcja wspaniale rozwarstwia także moją osobę. W pewnych momentach bardzo przypominam nieszczęsnego Baudelaire'a, czasem, jak mniemam, powodowany jestem innymi emocjami i wyborami. Jak mi się będzie chciało, może z tego jakąś notkę zrobię. A nuż mój psychiatra będzie miał pożywkę.

суббота, 23 июля 2011 г.

понедельник, 18 июля 2011 г.

Bez komentarza

Ты меня учишь ждать
И говоришь смешные фразы
А я хочу всё отдать
Если любовь - значит только сразу


Ты не поймёшь во сне
Если любовь - значит всё сгорает


Are you near me or you're only in my mind?...

четверг, 14 июля 2011 г.

Duszno

Noc. Duszny pokój. Zamknąłem okno, żeby komary nie wleciały. Duszno mi. Duszę się.

Pukałem do ich drzwi, ale mi nie otwarli. Nikt mi nie otworzył. Nie mam domu. Nie mam miejsca, gdzie mógłbym spać. Nie mam serca, które mógłbym kochać. Niech za oknem topnieją drzewa i płoną liście, u mnie dalej jest zima. Wszystko umarło tego dnia, kiedy się rozstaliśmy, dear Paul, przez moment myślałem, że dam Ci szczęście, Mat, ale mnie olałeś, wyobrażałem sobie nas jako przyjaciół, Brunecie, ale przecież wcale nie chciałeś.

I myślę o was i myślę o kilku innych osobach, w końcu dochodzę do wniosku, że przecież to ja sam to wszystko spierdoliłem już od samego początku, że wcale nie umiem nikomu dać niczego wartościowego, chociaż na tym skupiam niemal wszystkie moje siły. I wychodzi z tego jedno wielkie gówno.

Do tego ta rodzina. Za każdym razem, gdy próbują zbliżyć się do mnie, odpychają mnie tak mocno, że ich twarze wydają mi się być obce.

Znów mam ochotę anihilować.

воскресенье, 3 июля 2011 г.

Le songe

En rêve, j'étais dans des forêts de l'Amérique du Sud. Tout le monde était effrayé parce qu'un volcan gigantesque a apparu dans le centre du continent. A son sommet il y avait un grand temple de pierre.
Puis, un autre volcan a apparu, vraiment plus majestueux que le dernier. A sommet de celui-ci on a vu beaucoup de la lave. De cette place, un autre autel a jailli, l'autel d'or. Mais tout le monde n'était pas effrayé, non ! Des gens ont su qui c'était bon. Moi, j'ai vu une heureuse silhouette du numéro 5 et on m'a dit que c'était le symbole du bonheur. En outre, chacun a aperçu la gravure là-bas : cette couple, l'homme et la femme qui s'embrassent.

Crois ou ne crois pas, c'est mon songe d'aujourd'hui.

Tamtego wieczoru

Tamtego wieczoru Mats jednak nie poznał mojego ojca. Na krótko zanim przyszliśmy mój ojciec zadzwonił i powiedział, że musi się udać na ważną konferencję. Chodzi o decyzję, której nie da się przesunąć. Wtedy stało się dla mnie jasne, że to on był tym, który się bał. Oczywiście nie miał tego wieczora żadnej konferencji. O tym wiedział już wcześniej. Nie, po prostu się bał. Niesamowicie bał się poznać pedała Matsa i musieć zrozumieć, że ten Mats nie był żadnym podczłowiekiem. Obawiał się, że jego święte wartości, na których zasadzało się jego własne kruche bezpieczeństwo, mogłyby się zawalić. Poza przepisanymi granicami nie mogło być radości, ani samorealizacji. Nie mogło być nikogo, któremu wszystkie obowiązki i normy były obojętne, który miał odwagę być wolnym, łatwym do zranienia i omylnym. Wtedy jego świat by się zawalił. Ale ja zrobiłem teraz, co było możliwe. On będzie musiał iść dalej swoją męską drogą z przyrośniętymi do skroni klapkami. To był teraz raczej jego problem i nie miał ze mną zbyt dużo wspólnego.

I. Edelfeldt, Jim w lustrze, Wydawnictwo Marcin Erdmann, Toruń 1996, ss. 182-183

J'ai perdu ma place

Voilà, je suis ici. Quatre murs, un plafond, un plancher et une fenêtre. Toutes les valises à côté d'une étagère. Elles sont ouvertes, des vêtements sont posés sur eux. Les vêtements ont figé, elles sont mortes. Je pends dans l'espace. Il n y a pas de l'espace pour moi dans le logis. Pas pour des livres, pas pour des T-shirts, pas pour moi.

Ils ont constaté que ma façon de parler s'est changée. Je parle comme un homme d'un autre monde. Ces gens, leur langage, leurs manières, leur intelligence, cela me frappe, cela me dégoûte. Pas de personne qui pourrait me comprendre. Je me décolle d'eux, je me décolle de la réalité.

Il me manque quelque chose. Je m'ennuie de Varsovie. Par contre, je me souviens bien que là-bas je me sentais très différent, je utilisais beaucoup de mots silésiens, je cherchais des voitures avec des plaque d'immatriculation avec des codes qui commençaient par S, cela veut dire « Silésie ». Je n'étais pas chez moi. Je n'y suis non plus. Je suis étranger. Je n'ai pas de maison où je pourrais revenir. Je me sens… si horriblement surmené. Sans liens, sans lieux.

Hjartað Hamast Eins Og Alltaf En Nú Úr Takt Við Tímann. The Heart Pounds As Always But This Time Out Of Rhythm With Time.

четверг, 30 июня 2011 г.

Gówno

Przestać? Czy myślisz może, że nie próbowałam? Oczywiście, ja też byłam kiedyś taka przymulona, aby wierzyć, że mogę znowu stanąć na nogi i być normalna. Ale ta sprawa ma małego haka. Jeżeli się już raz utkwiło w tym gównie, to rozumie się wszystko tak wyraźnie, widzi się wszystko aż za wyraźnie, i wtedy człowiek sobie uświadamia, jakie to wszystko jest gówniane. Nic nie jest warte zachodu, wszyscy tylko kłamią. Kiedy chcą się pieprzyć, kłamią. Kiedy nie chcą się pieprzyć, też kłamią, ale pieprzyć chcą się, do cholery, przez cały czas. A kiedy się widzi, jak to jest, naprawdę widzi, to to wszystko w ogóle nie gra roli. Tak cholernie ważny człowiek przecież nie jest.

I. Edelfeldt, Jim w lustrze [Duktig Pojke], s. 94, Toruń 1996

среда, 29 июня 2011 г.

Niezdecydowanie

No time to hesitate. He'll lurk around my synapses until the day when everything explodes. I used to believe in warmth and ice, this sweet dichotomy that provides sensations strong enough to indicate boundaries between which I was to pass. The boundaries have fallen down. The warmth has radiated away, the ice has melted down, therefore, I'm jumping up and down, up and down, I'm vibrating as a molecule imprisoned in a crystal structure. I'm blind so I can't see whether he's staying by my side or he's already gone. Let me not be so pathetic once again! Of course, sweet dreams fade away as quickly as birds' chirping when rain comes. The soul of mine that is craving for a mere moment of attention and warmth, wouldn't it agree on everything? D'autant plus que l'offre est si tentante...

воскресенье, 26 июня 2011 г.

Він прийшов

It is he came.

He also asked me to come. We ate ice-cream, no sexual content in it. And he was so confused. Oh my goodness, how cute he can be when embarrassed! He was sorry. I was forgiving. So we shall be friends from now on. And there shall be peace. And democracy. And let-me-stop-talking-bullshit...! :D

Чи знаєш ти, як сильно душу б`є безжальний дощь? Так ніби він завжди чекав лише мене. А як болить зимовий спокій нашого вікна, Ніжно пастельний, як твій улюблений Моне. Такий як ти
буває раз на все життя і то із неба...

Сталкер (Stalker)


Вдруг у тебя тоже ничего не выйдет? Вы знаете, мама была очень против. Вы ведь наверное уже поняли, он же блаженный, над ним вся округа смеялась. А мама говорила: Он же сталкер, смертник, вечный арестант! Вспомни, какие дети бывают у сталкеров... А только что я могла сделать? Я уверена была, что с ним мне будет хорошо. Я знала, что и горя будет много. Только уж лучше горькое счастье, чем... серая, унылая жизнь. Может быть я это потом придумала. Тогда он просто подошел ко мне и сказал: "Пойдем со мной".
И я пошла. И никогда потом не жалела. Никогда. И горя было много, и страшно, и стыдно было.
Но я никогда не жалела и никогда никому не завидовала. Просто такая судьба. Такая жизнь. Такие мы. А если б не было в нашей жизни горя, то лучше б не было. Хуже было бы. Потому что тогда и счастья бы тоже не было. И не было бы надежды.

Transgresja

Trudno mi uciec od porażającej acz mało odkrywczej myśli, że wszystko się kończy.

Siedzę zupełnie sam w pustym mieszkaniu. O przypadkowości i krótkotrwałości bytu świadczy każdy element świata, w którym zostałem o tydzień za długo (bo na Śląsk mógłbym wrócić już w ten wtorek). Byli współlokatorzy ― wyjechali do swoich domów. Byli znajomi z uczelni ― wracają do życia pozauczelnianego i nikną mi poza horyzontem. Były tutaj moje książki ― są w domu odległym o 350 km. Był rozkład dnia, tygodnia i miesiąca ― teraz narzucono mi wolność, z którą nie mam co robić. Gubię się w gęstwinie godzin, z których każda jest taka sama i z których każda oskarża mnie o stagnację oraz martwotę. Był "mój" M. ― zostawił mnie, olał, nieustannie beszta i naigrawa się ze mnie swą nieobecnością.

A czemu zostało tutaj tydzień dłużej? No właśnie z powodu M. Jam stary, a głupi. W swojej świętej naiwności wierzyłem, że trzymanie za ręce, przytulanie i pocałunki są wyrazem głębszego zaangażowania i potwierdzają, że obie strony dążą w stronę czegoś, co może być związkiem. Wystarczyłaby odpowiednia dawka czasu, byśmy się dość poznali. Ale, ale... Rzeczywistość wygląda inaczej, o czym dotkliwie się przekonałem. Znowu. Trzymanie się za ręce, przytulanie i pocałunki, owszem, mogą być środkiem do celu, ale zgoła innego, niż sobiem założył ― mianowicie środkiem do seksu tudzież zaspokojenia chuci. Tak się nie robi... Znów obwiniam siebie, że pozwoliłem sobie, przecież po tylu miesiącach ascezy, dystansowania się i afirmacji najmroczniejszych wniosków dotyczących naszej egzystencji, na zapomnienie o tym wszystkim i zupełnie infantylne zawierzenie uśmiechowi i ciepłu drugiego ciała. A szukałem duszy. A szukałem duszy.

Ale może coś pozytywnego z tego wyciągnę (Ojojoj, pan V. pisze o czymś pozytywnym, trzeba zapalić świeczkę). Po pierwsze zauważam, że zawód panem M., czwarty z zawodów w mojej miłosnej karierze, nie boli tak mocno. Człowiek najwyraźniej tępieje wraz z ilością bodźców. Po drugie mam informację zwrotną, dzięki której mogę uniknąć tego błędu w przyszłości.

Nie wiem tylko, czy będę miał dość siły. Zmęczony już jestem. A ta jego nieobecność wczoraj, dzisiaj i jutro, potęgowana pustym mieszkaniem i niemal martwym życiem towarzyskim, że o bezrobociu nie wspomnę, tylko wzmaga mój osobisty dégoût.

суббота, 25 июня 2011 г.

S dírou ve spánku

PETĚRBURG, J. Nohavica

Když se snáší noc na střechy Petěrburgu
padá na mě žal
zatoulaný pes nevzal si ani kůrku
chleba kterou jsem mu dal

Lásku moji kníže Igor si bere
nad sklenkou vodky hraju si s revolverem
havran usedá na střechy Petěrburgu
čert aby to spral

Nad obzorem letí ptáci slepí
v záři červánků
moje duše široširá stepi
máš na kahánku

Mému žalu na světě není rovno
vy jste tím vinna Naděždo Ivanovno
vy jste tím vinna až mě zítra najdou
s dírou ve spánku


Po polsku w tłumaczeniu Renaty Putzlacher:

Gdy otula zmierzch dachy Petersburga
mnie ogarnia złość
w dali zniknął pies na chodniku skórka
chleba której nie chciał tknąć

Książę Igor poślubił mą kobietę
wódka i wigor bawię się pistoletem
kruk złowieszczy na dachach Petersburga
diabeł nadał go

Ponad miastem lecą ptaki ślepe
w świetle krwawych zórz
giniesz duszo nieskończony stepie
pośród życia burz

Żal przepełnia me serce niewymowny
wszystko z powodu Nadieżdy Iwanowny
przez tę miłość będę z dziurą w skroni
rankiem leżał już

четверг, 23 июня 2011 г.

Je touche...

I touch the grass. It is so soft. It smells with calmness. It remembers the early spring sun. I close my eyes. There's sky in my head. Clouds fold and unfold, clouds swirl, clouds... explode! I open my eyes. I breathe deeply. I begin to cry silently. Everything disappears in total darkness. I have no eyes. There are only two balls of glass. But tears are real.

O.K. I learn slowly. Step by step. A step backwards, a step forwards. How is it that I'm so naïve? Loneliness feeds me up. I become weaker and weaker. I become fatter and fatter, as fat as a pig. Then there comes a butcher. There comes profanation of my body. The butcher goes away. My soul melts down. I close my eyes. I lay on the ground. I touch the grass. It is so soft...

среда, 22 июня 2011 г.

Mówi mi, że jestem целеустремленный

Dokładnie tak:


Żebym to ja jeszcze wiedział, czy jest szansa na "nas", czy to tylko "ty i ja"... Jak uniknąć mam powtórki historii z tym panem, co jego imię w nazwie bloga? Kiedy chcę mu uchylić nieba, jak się zdystansować i zaczekać, zobaczyć, czy on dla mnie by zrobił to samo? Jak bardzo jestem cierpliwy?

пятница, 17 июня 2011 г.

Pan V. jest szczęśliwy

Parapapalalapara....

Tak, pan V. jest baaardzo szczęśliwy. Spotkał na swojej drodze 1,85 m niewyczerpanego szczęścia. Obaj korzystają z radości tak, że poziom endorfin dawno przekroczył wszelkie dopuszczalne normy. Pan V. teraz tańczy, chociaż siedzi, pan V. uśmiecha się przy każdej prozaicznej czynności.

Pan V. stara się przede wszystkim nie myśleć o przyszłości, więc całkiem sporo jego energii idzie na zmuszanie raison, by pozostał w ramach dnia dzisiejszego. Tak, każdy dzień jest piękniejszy od poprzedniego. To o tym pisał C.S. Lewis w Opowieściach z Narnii. Tak, to zaprawdę jest moje niebo. Niebo. N-i-e-b-o.

A teraz ciiii, niechaj reszta pozostanie tajemnicą.

Papalapapapal...

вторник, 24 мая 2011 г.

Split it!

Oh, yes. Sounds of the roaring road that unwinds and falls off by my window. Sirens' scream. Ice cream that was left on the pavement. The world falls. All the beings turn around, fall in and explode! Bung! Myriads of lights ignite and fade away. Everything is melting down. I can see it right now.

воскресенье, 22 мая 2011 г.

Nie

Nie urodziłem się. Nie ssałem mleka matki. Nie bawiłem się z innymi dziećmi. Nie uczyłem się w szkole. Nie grałem w przedstawieniach. Nie śpiewałem. Nie tańczyłem. Nie malowałem. Nie pisałem wierszy. Nie czytałem książek. Nie pisałem książek. Nie zrywałem kwiatów. Nie podarowałem nikomu kwiatów. Nie sadziłem drzew. Nie zakochałem się. Nie kochałem. Nie byłem kochany. Nie śmiałem się. Nie płakałem. Nie milczałem. Nie krzyczałem. Nie drapałem się. Nie gryzłem. Nie lizałem. Nie pieściłem. Nie płodziłem ani syna, ani córki. Nie przytulałem ani kobiet, ani mężczyzn. Nie pracowałem. Nie zastanawiałem się. Nie planowałem. Nie budziłem się. Nie zasypiałem. Nie umarłem. Nie pragnąłem. Nie byłem. Mnie nie było.

среда, 18 мая 2011 г.

Podaj cztery rzeczowniki

Ona: podaj mi 4 rzeczowniki :D
Ja: żołnierz strzelba dół śmierć
Ja: a co? ;>
Ona: dziękuję i życzę poprawy humoru xD
Ja: ?

Inter hos Bassum licet numeres

Inter hos Bassum licet numeres, qui nos decipi noluit. Is ait tam stultum esse qui mortem timeat quam qui senectutem; nam quemadmodum senectus adulescentiam sequitur, ita mors senectutem. Vivere noluit qui mori non vult; vita enim cum exceptione mortis data est; ad hanc itur. Quam ideo timere dementis est quia certa exspectantur, dubia metuuntur. Mors necessitatem habet aequam et invictam: quis queri potest in ea condicione se esse in qua nemo non est? prima autem pars est aequitatis aequalitas. Sed nunc supervacuum est naturae causam agere, quae non aliam voluit legem nostram esse quam suam: quid quid composuit resolvit, et quidquid resolvit componit iterum.

...wypada, byś zaliczył do nich Bassusa, który nie chciał nas zwieść. mówi, że ktoś, kto boi się śmierci jest tak głupi jak ten, który boi się starości - ta bowiem następuje w jakiś sposób po dorosłości, tak samo śmierć jest konsekwencją starości. nie chciał żyć ten, kto nie chce umrzeć. życie bowiem zostało nam dane z klauzulą śmierci - do niej się zmierza. bać się jej jest rzeczą głupią, bo rzeczy pewnych wyczekujemy a niepewnych się boimy. konieczność śmierci jest słuszna i niezwyciężona: któż może się uskarżać na los, który wszystkich dotyka bez wyjątku? ...
(przetłumaczone przez mojego ulubionego filologa klasycznego, któremu serdeczne Deo gratias)

вторник, 17 мая 2011 г.

Od začátku jsem tuto myšlenku podporovala...

I decided to write something because I've got quite a lot of stuff to do, but I pretend I don't care and, above all, I love procrastination. Maybe... the most important factor making me vent my spleen is that I'm seriously fed up with everything. Even though there's this head splitting apart because of some daemons lurking amid its nets.

Let me go beyond these nonsensical metaphors and cogitate on something else. There's something really frightening what I've recently learnt of... Yes, there are some emotions for which I cannot find any reason. Yes, I've been intimidated by my own ego. I adore analysing and depriving me of this possibility in the given case has drawn some inconvenient conclusions. I.e. I lost my dearest brain toy. Hence now I'm your poor thing, left alone on the margin of all beings.

воскресенье, 15 мая 2011 г.

I need a small pin...

Concede, misericors Deus, fragilitati nostrae praesidium; ut, qui sanctae Dei Genetricis memoriam agimus; intercessionis eius auxilio, a nostris iniquitatibus resurgamus...

Fuck all ye merry people!

Coming through the threshold of this shithouse, I smile at the woman passing by and let her enter. As I get out, I start moaning and murmuring. I murmur some ancient incantations in even more ancient languages, making use of my ever useless knowledge. It rains with cats and dogs. As I pass the next building, finally some tears appear on my cheeks and chin. Hopefully, they disappear as rain comes down in sheets. I reach a park where I start going circles. Thoughts float through my mind and my soul. Would I vent my soul!

It turns out they all are so vain. So vain! Intentionally making other people suffer is what I cannot accept. Then: fuck all ye merry people! But, for heaven's sake, PLEASE DON'T TELL ME 'BOUT IT! I'm fed up with it, really!

Who will comfort me? Thou, Hypnos, thee call I! And thou, Thanatos, my beloved brother, my precious shadow, my lasting love, my sick fascination, thee call I! There is enough space where I lay. Please, come! Whom whisper I very last words? Come! Don't you be afraid! Indeed, I'm poisonous enough!

пятница, 29 апреля 2011 г.

Młotek

Czasem myślę, że bardzo potrzebuję młotka. A nawet młota. Chciałbym trzaskać wszystkie obrazy, które pojawiają się w moim mózgu. Trzaskać wszystkie pojęcia, kruszyć je. Już straciły swój urok, nie bawią mnie nic a nic.

Wydaje mi się, że ludzie żyją iluzjami; ja próbuję mówić do nich tak, jakby tych iluzji nie było. A oni wtedy nie rozumieją nic a nic. A może to jest tak, że jest to moja jedna wielka prywatna iluzja?

Ostatnio jestem tak potwornie zmęczony. Uśmiecham się jak palant, ale w środku jestem un mostre horrible.

суббота, 16 апреля 2011 г.

Tischner


Na pocątku wsędy byli górole, a dopiero pote porobiyli się Turcy i Zydzi. Górole byli tyz piyrsymi "filozofami". "Filozof" - to jest pedziane po grecku. Znacy telo co: "mędrol". A to jest pedziane po grecku dlo niepoznaki. Niby, po co mo fto wiedzieć, jak było na pocątku? Ale Grecy to nie byli Grecy, ino górole, co udawali greka. Bo na pocątku nie było Greków, ino wsędy byli górole. Bedym teroz opowiadoł, jak było naprowde z tymi mędrolami. Cystóm prowde bede godoł. Niby, jaki byk mioł interes, coby śklić? Piersy mędrol nazywo się w ksiązkach Tales, ale naprowde nazywoł się on Stasek Nędza nie z Miletu ino z Pardałówki Jego ociec chowoł owce i kupcył kóniami. To casym broł syna do miasta, coby wozu strzóg. Ale Stasiowi kotwiyło się tak siedzieć na wozie i siedzieć. A siedzieć było trza. To z totyk nudów nawiedziyło go myślenie. I zostoł się jako ten mędrol. Stasek Nędza z Pardałówki, dlo niepoznaki zwany Talesem z Miletu, się nie ozyniył. Kie go matka nagabywała: "zeń się", to jej godoł: "jesce nie cas". A kie jesce prógowała, to jej pedzioł: "juz nie cas". Tak to nie było casu na głupstwa. Kie go roz ftosi spytoł, cymu ni mo dzieci, odpedzioł: "bo jo kochóm dzieci". Ale byli i tacy, co się ś'niego prześmiewali. Razu jednego wyseł w nocy na grape, co by się napatrzyć na gwiazdy i wpod do dołu. Uwidziała to Kaśka z Nędzówki i ozbębnieła po całyj wsi: "He, jaki mi ś'niego mędrol, nie widzi tego, co pod nogami, a chciołby wiedzieć, co na niebie". Baby na wsi nie sanujóm niezyniatyk. Cheba ze księdza. Dziś nawet małe dzieci ucóm się w skole "twierdzenia Talesa", a rzeke Staska Nędzy z Pardałówki. A było z tym "twierdzeniem" tak. Kie budowali wieże kościelnóm w mieście, to się im skóńcyła miara i nie wiedzieli, cy trza juz kóńcyć wieże, cy jesce nie. I kieby nie Stasek, byłaby z tego drugo wieża Babel. Bo budorze byli robotni, nie tacy jako dziś. Dopiero Stasek wyśpekulowoł, że trza pomiyrzyć wysokość budowy przez pomierzanie jej słonkowego cienia wte, kie cień chłopa ma takóm samóm długość, jak wysokość chłopa. Pomierzali. Nei wtedy Stasek pedzioł: "chłopy, dość". No i tak ta wieża stoi do dziś dnia. Stasek mioł jednak głowe. Roz w zimie, kie była ćma i duse cyścowe podchodziyły pod okno, Stasek pedzioł: "Smierzść się w nicym nie róźni od zycio". Ftosi mu dogodoł: "No to cymus nie umieros?". On na to: "No tymu. Kieby się róźniyła, to moze byk i umar, a tak to co bedym umieroł". Taki to był Stasek Nędza z Pardałówki, co z nudów wynaloz myślenie.
(J. Tischner, Historia filozofii po górlasku)

понедельник, 11 апреля 2011 г.

"Make me come again"

Ręka, noga, mózg na ścianie. Powiem, czego nie napisałem. Że czuję się jak przy sesji, że za wiele tego. Że znów za dużo oddawałem się przyjemnym myślom, że znów za mało się uczyłem. Że snu pragnę i ciepła. Że jutro wstanę o 6.00, tak jak wczoraj przecież, choć sześć godzin snu to o dwie za mało, a to wszystko żeby się uczyć, zadania robić, szorować się, konsumować, pogodę półgębkiem dyskredytować, utopiom się oddawać, zapominać, zapominać!, milczeniem zamykać, ciszą nicość wypędzać, Syzyfowy kamień toczyć, duszę i ciało przygotowywać, zatracać się, ciało bezmózgie do nut psychodelicznych tańczyć. Amen.

четверг, 7 апреля 2011 г.

Läufer

To było w II klasie gimnazjum. Niemal zawsze do tej pory osiągałem słabe wyniki na lekcjach gimnastyki. Tym razem chciałem być w czołówce. Bo dystans do przebiegnięcia był bardzo krótki. Tym razem miało się udać. Wystartowałem bardzo szybko. Oddychałem głęboko, szeroko rozstawiałem nogi. W krótkich odstępach czasu pokonywałem kolejne metry. I szybciej. I dalej. I mocniej.

I wtedy coś pękło. Leżałem na ziemi. Czułem ból tak straszliwy, że obserwowałem swoje ciało z boku, z góry, z perspektywy. Gapiłem się na nie razem z resztą chłopaków i nauczycielem, z płaszczyzny, gdzie drzewa nachylają się nad nieszczęśnikiem, a ptaki latają wolne. A potem karetka, szpital, rentgen. Dwa tygodnie zwolnienia. Ból przy każdym kroku. Powolne wracanie do siebie. Jeszcze przed upadkiem byłem pewny, że osiągnę świetny wynik. Rękoma łapałem szczęście. Ale przeliczyłem się.

Teraz czasem powtarzam ten bieg. Ale już bez zrywania mięśni.

воскресенье, 3 апреля 2011 г.

Z ludowych mądrości


Pachnący, w koszuli, poważny intelektualista to robiłoby wrażenie. J.S.

Czyli o transcendencji własnych wyobrażeń na temat faceta idealnego i ich ewentualnym wpływie na pewnego zrezygnowanego geja. Tło polityczno-ekonomiczne: zbliżające się wybory i wzrost ceny cukru.

суббота, 2 апреля 2011 г.

Ładna myśl

Primo somniare videbamur deinde veritas se praecipitavit
Z początku wyglądało to jak nasz wspólny sen, lecz potem obudziła nas prawda.

Żeby było mniej gimnazjlanie, dodam moje refleksje na temat wzrostu cen cukru:


Z powodu wysokich cen cukru, Polki muszą się częściej i intensywniej prostytuować. Żeby zarobić na łakocie dla swoich dzieci. Niestety, w związku z tym, że z ich usług korzystają inni mężowie, to oni zabierają zarobione przez kobiety pieniądze. Ostatecznie i cukier drogi, i dzieci głodne. Ale ktoś przynajmniej sobie poruchał.

среда, 30 марта 2011 г.

Frühling in Warschau

No i przyszła. Pyszni się słońcem, oczarowuje chłodnym, acz nie mroźnym, wiatrem, pieści za dnia i zostawia nocą. Przychodziła tutaj wielokrotnie, wielokrotnie też odchodziła. Za każdym razem jest inna. Dość komunałów. Wszyscy wiedzą, że tylko czeka na lato, żeby dać mu się przelecieć i anihilować. Anihilować. Piękne słowo. Annihilare. An-nihil-are. Nihil czyli zero, pustka, nic. W gruncie rzeczy Wiosna jest sprzedajną dziwką. Oferuje swoje uroki, po czym zostawia.

Czasem wpatruję się nerwowo w krzaki i gałęzie drzew. Liczę, że wymuszę na nich kwitnienie. Nie kwitną. Podobnie jest, gdy wpatruję się czasem w wyświetlacz telefonu. A Ty nie piszesz. Albo gdy śnię. I nie przychodzisz. Jestem kiepskim magikiem.

воскресенье, 20 марта 2011 г.

Bo czasem lepiej odejść od zmysłów, by nie zwariować

O dniu wczorajszym.

Morfeusz przychodzi do mojego łóżka o północy. Ściskam go serdecznie i odchodzimy. O piątej budzę się, jak zwykle chwilę przed budzikiem. Nastawiam wodę na herbatę, myję włosy, robię śniadanie. Sączę herbatę, przez chwilę o czymś tam myślę. Nieco się denerwuję podróżą. Ładuję do plecaka kanapki (chleb stołeczny!), zakupionego wcześniej kubusia. Zdążę jeszcze przez okno dojrzeć zaspy śnieżne (oj, no kołderkę, ale to już za dużo...), decyduję się włożyć mój kożuch ruski, przywdziewam szczewiki. Wychodzę.

Na zewnątrz jest zimniej niż podejrzewałem. Zaczynam znowu wątpić w sens wyjazdu. Muszę biec na Centralny, bo mogę się spóźnić. Ostatecznie ląduję tam piętnaście minut przed wyznaczonym czasem odjazdu pociągu. Liczyłem, że po szóstej nad ranem dworzec będzie dość pusty. I że nikomu nie będzie chciało się jechać do Krakowa o tak barbarzyńskiej porze. You fool. Tłumy kondensują się na peronie. W końcu pociąg przyjeżdża. Nie mam ochoty tłuc się z pospólstwem o miejsce w przedziale. Ląduję ostatecznie w ekskluzywnej loży przytoaletowej z dwoma dżentelmenami. Pierwszy ma około dwudziestu pięciu lat, przez całą podróż będzie słuchał muzyki. Drugi jest chłopcem bodajże trzynastoletnim. Ma ze sobą tylko płaski plecak, wygląda marnie (chłopiec, nie plecak), chyba jest nieco przestraszony. Ja będę stał przy drzwiach pociągu i tonął w swoich myślach. Trzy godziny kontemplacji. Ale po dwóch będę już przemarznięty.

Nim to się jednak stanie, złapię kontakt wzrokowy z chłopakiem w wagonie obok (dzielą nas jeno drzwi między końcem jednego a początkiem drugiego wagonu). On będzie przez cały czas siedział na podłodze i co dwadzieścia minut znikał w toalecie. Jego pobyt tam będzie wynosił każdorazowo około dziesięciu minut. Będę szczerze zaintrygowany. Coś szalonego znajduję w tym chłopaku, budzi się moja chora fascynacja.

Ociężale sączą się minuty przez klepsydrę. Ludzie wchodzą do toalety, wychodzą. Pewna pani będzie z niej korzystała trzy razy. Dwóch facetów będzie w niej palić papierosy. Chowają się z nimi jak podpalający chłopcy w ubikacjach szkolnych. Żeby tylko konduktor nie widział. Państwo nie widzicie, nie czujecie. Wszyscy godzimy się na tę umowę. Oni mogą nasycić się tym dymem, my nie mamy nic z tego interesu. Ale godzimy się. Budujemy naszą solidarność pociągowo-papierosowo-toaletową.

Jest mi niedobrze. Boję się, że się porzygam. Żeby tylko do Włoszczowej i wysiadam. Ale Asia się obrazi. I szkoda tak wczesnej pobudki. I dobrze zapowiadającego się dnia. Wrócę do Wawy i będę miał wyrzuty sumienia, ona będzie zła. No to wykonam test: jeśli we Włoszczowej nie wsiądzie za wielu ludzi, jeśli nikt nie dołączy do tej trójki dżentelmenów klozetowych, tedy zostaję. OK, nie ma tłoku. Wysyłam jej SMS-a: spróbujmy, przyjedź, ja spróbuję przyjechać też. Zostaje półtorej godziny jazdy. No przecież tyle trwa wykład na uczelni. Mogę tyle wystać.

Kontempluję śnieg za oknem. Po raz pierwszy w życiu zakochuję się w nim. Jakże cudowne są drzewa pokryte puchową kołdrą i białe pola. Tak, dawno, dawno temu, gdy byłem larwą, babcia woziła mnie po pagórkach na sankach. Kochana babcia. Jakże mi dobrze wtedy było. Z babcią zawsze jest dobrze. Coś minęło. Wracam do rzeczywistości, kłuje mnie lekko poczucie pustki.

Pociąg jest coraz bliżej Krakowa. Śnieg zniknął, pozostaje magiczny deszcz. Jestem w Krakowie. Jeszcze tylko zostawię w toalecie resztki stresu. W końcu się widzimy. Cześć, cześć. Chodźmy coś zjeść. Ja Tobie proponuję jakąś ciepłą czekoladę i śniadanie. No idziemy. Zaczynam jakiś sztywny small talk. Schodzimy w podziemia McDonald'sa. Gdyby nie urok katakumb, bylibyśmy zniesmaczeni naszym bezguściem. Bierzez to cappuccino, ja zajadam croissant. Francja, elegancja. Rzucam jakieś dowcipy, Ty mi zaczynasz opowiadać historię swojego życia. Padają imiona, nazwiska, daty. Próbuję nadążać za chronologią, ciekaw jestem wpływu tego wszystkiego na Twoją duszę. Ja Ci opowiadam coś o mnie. Intymnie. Intymniej. Jesteśmy blisko. W międzyczasie Francja elegancja przychodzi, urocza młodzież zasiada niedaleko. Znika urok katakumb. Słowa francuskie pieszczą moje ucho, piękni chłopcy pieszczą moje oczy. Rzucam Ci komplementy. Naprawdę jesteś ładna, dobra figura, dobra fryzura, piękne zęby, dobry ciuch. Dajesz mi swoją koszulę. Wyglądam w niej dobrze, wyglądałbym świetnie, gdyby nie grzywka otłuszczona skutkiem zamknięcia pod kopułą taniej czapki z bazaru. Zaczynam wariować, pozuję. Patrz, jestem Supermanem; zawsze przy Tobie wariuję. Jak cudownie. Tutaj robi się tłok, chodźmy gdzieś.

Przemierzamy Kraków, błądzimy gdzieś. Trafiamy do jakiejś knajpki, śliczny kelner, herbata za pięć złotych. Jesteśmy w raju. Gadamy. Sami tu faceci niemal, błyszczysz, chociaż tego nie wiesz. Chodźmy na dworzec. Wydaje Ci się, że wiem, dokąd idę. Wydaje mi się, że to Ty się tutaj na wszystkim znasz. Ja jestem importowany. W końcu decyduję się na późniejszy pociąg. Sama tego chcesz, cieszę się jak głupi. Idziemy jeść przepyszny obiad, kluski na parze z sosem myśliwskim tudzież pieczarkowym. Wymyślam Ci nazwy drinków Twojego życia, metafizyka. O, jakże cudownie. Chwilo trwaj, chwilo, jesteś tak piękna.

Chodźmy do Galerii Krakowskiej. Kupujesz mi żel o zapachu tak rozkosznym, że mam ochotę go wypić. Idziemy do księgarni. Książki amerykańskie. Drogo. Idziemy do następnej. Siadamy przed regałem z poezją, szukamy swoich dusz. Zobacz, przeczytaj. Tak, to piękne. A to lepsze. Zabierzmy to wszystko do domu. Przydałby się nam wspólny dom.

Trzeba się pożegnać. Buzi na do-widzenia. Nie ma słów, tego się nie da powiedzieć. Wracamy do siebie.

Idę na peron, wsiadam w pociąg. Nie ma wcale tłoku, przedziały prawie puste. Pytam się współbiesiadników, czy to na pewno pociąg do Warszawy. Słyszę dochodzące z korytarza głosy pań rozmawiających po francusku. Mówią, że są już w pociągu, że mają samolot o szóstej. O jak cudownie. Wyciągam moją lekturę, oczywiście francuską, zakreślam na żółto dziesiątki słówek, których definicje będę później kuć. To będzie moją potęgą, to będzie moim cierpieniem. Dostaję ciasto i herbatę, niby za darmo. Przecież wliczone w bilet tak drogi. Skoro jest tak niewielu ludzi, nie denerwuję się. Tylko między Zachodnim a Centralnym idę skorzystać z toalety, tak dla zasady.

Ląduję w domu, rzucam się na jedzenie. Gadamy. Wspominamy, jeszcze wszystko jest świeże. Och, jak cudownie. Robię z siebie wariata, wysyłam Ci ten filmik.

I wtedy coś, ot, bańka pęka. Paweł pisze do mnie. Why the hell are you calling me? I pretend I don't care. I try to be neutral. But it burns within me. I must ask you these question. Twice have you been to Warsaw, but you didn't tell me... Oh, little does it matter that you had promised! I tell you lies about my contact with other boys, you seem to believe it. I don't know why I'm doing it. I'm so nice to you and I wish you both so much happiness that I am about to vomit. Maybe you don't understand, but you must feel it. I can't tell you my mind and my heart are broken. I can't. Let's finish it. I lay on the bed. I pretend I'm not weeping.

суббота, 12 марта 2011 г.

'When I love you a little less than before'

W piosence tytułka kiczowata. W tytule piosenka kiczowata. A może i nie. A może i tak.

I've just realized that it was me who was intent on our relationship. Me, not you. Kurwa.

пятница, 11 марта 2011 г.

Dobranoc, panowie, dobranoc!

And I was standing there and you were talking. The night was becoming denser and denser. I felt asleep and I had a splitting headache. But I loved your talk and each minute was so precious. I didn't want it to be finished. Tell me, dear J., how is it that I like you so much? Are you my brother right now?

As I was coming home, I kept on talking to you, Paul. Why is it so that I am closer to you with each moment of pain? Why is it so that I have given you the whole soul of mine and there is nothing left for me? What do you think about as you lay on your bad with this new guy? As you kiss him? As you cuddle him? As you promise him the same things you used to promise to me? Would you think about me?

Do you really keep my photo in your wallet? Does it symbolise your lasting love? Or maybe it is a tool with which you assure yourself that, the day he discovers you were unfaithful to him, you might come back to me? Might I receive you?

четверг, 10 марта 2011 г.

Iterum

Z komentarza znalezionego w Internecie:
The ancient Chinese believed that the pear was a symbol of immortality. (Pear trees live for a long time.) In Chinese the word li means both "pear" and "separation," and for this reason, tradition says that to avoid a separation, friends and lovers should not divide pears between themselves1.
Those who are gone: Paul, A., B. Who's next? If it's true that god gives us only as much as we can handle... Then why the heck is he still overestimating my possibilities?
I have a splitting headache.

http://www.youtube.com/watch?v=7uMGH3kHhzM

вторник, 1 марта 2011 г.

Jako zvony městských věží, když se blíží cizí vojsko

Inny Paul, mianowicie Paul Verlain, pisał o swoim (do swojego?) Rimbaud: Venez, chère grande âme, on vous appelle, on vous attend. Nie wiem, czy to tylko moda językowa, czy raczej wyraz jakiegoś ogólnego dystansu względem drugich, że Francuzi mają tendencję, by zwracać się do siebie poprzez vous.

Ciekawi mnie, w jakich warunkach ten Paul napisał te słowa. Intuicyjnie odczuwam, że musiał to być poranek. Bo przyjście zawsze ma związek z iluminacją, przyjście jest bowiem takim procesem, który stawia znak zapytania nad wszystkim zastanym, tak samo jak słońce wschodzące od poranku rzuca wyzwanie niewyspanym śmiertelnikom. Oczekiwanie przyjścia jest więc w istocie oczekiwaniem zmiany; oto ma pojawić się ciepło, rzeczywistość ma być zakwestionowana, a pewne zagadnienia mają zostać rozjaśnione.

Tak przynajmniej myślę, gdy czekam z ufnością.

четверг, 24 февраля 2011 г.

Z krótkiej metafizyki Kołakowskiego

Na czterech węgłach wspiera się ten dom, w którym, patetycznie mówiąc, duch ludzki mieszka. [...] Rozum ma nam służyć do tego, by wykrywać prawdy wieczne, oporne na czas. Bóg albo absolut jest tym bytem, który nie zna przeszłości ani przyszłości, lecz wszystko zawiera w swoim „wiecznym teraz”. Miłość, w intensywnym przeżyciu, także wyzbywa się przeszłości i przyszłości, jest teraźniejszością skoncentrowaną i wyłączoną. Śmierć jest końcem tej czasowości, w której byliśmy zanurzeni w życiu naszym, i być może, jak się domyślamy, wejściem w inną czasowość, o której nie wiemy (prawie nic). Wszystkie zatem wsporniki naszej myśli są narzędziami, za pomocą których uwalniamy się od przerażającej rzeczywistości czasu, wszystkie zdają się temu służyć, by czas prawdziwie oswoić.
L. Kołakowski, Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania, Kraków 2010, s. 297.
Wytłuszczenie moje. 

среда, 23 февраля 2011 г.

J'en ai marre

Vraiment, j'en ai marre. Je suis complément fatigué. Tu me détruis, la réalité me frappe. Je m'en vais. Dans la nuit, il n'y a pas de lumière. Bref.

понедельник, 21 февраля 2011 г.

Ještě mi scházíš, ještě jsem nepřivykl, že nepřicházíš, že nepřijdeš

Pewnie to nie chodzi tylko o ten dzień, ale zdecydowanie dzisiaj brak mi dystansu do siebie. Objawia się to tym, że zapadam się w siebie, czyli przestaję rozróżniać i klasyfikować emocje. Wiele odczuć występuje współmiernie z podobnym nasileniem. Wszystkie one buzują w mojej krwi i szukają ujścia. Czasem znajdują je w słowach. Niestety. Jestem tlącą się skrą, rozpalaną przez podmuchy nieznanego wiatru.
Przyczyna tego stanu tkwi w nagromadzeniu się emocji we mnie i gwałtownych fluktuacjach nastroju. Za oknem przechodzą jedno za drugim wiosenne słońce i mroźny, zimowy wiatr. Na ekranie Black Swan i jakieś durne kabarety. Przypływają falami wspomnienia naszego pierwszego spotkania i tej nocy, kiedy w końcu ciebie przejrzałem. A jednak długo nie wierzyłem. Wciąż nie wierzę. Mniejsza o to. Pogoda, film, książka i pamięć tworzą rotacyjną przestrzeń, którą zamieszkuję.
Czasem, gdy idę i się zatrzymuję, mam wrażenie, że świat jeszcze okręca się wokół własnej osi i przytupuje w bezruchu. I zapada się we mnie.

воскресенье, 20 февраля 2011 г.

Lettre 14


"Bo szczęście nie polega na tym, że jest się kochanym. Jest to zmieszane ze wstrętem zadowolenie próżności. Szczęściem jest kochać i chwytać drobne, zwodnicze zbliżenia - do tego, co się miłuje..."
Tonio Kroeger

среда, 16 февраля 2011 г.

Lettre 13

Zamęczam się myślami o Tobie. To przez to słońce! Pozorność pogody widzianej przez okno wywołuje wspomnienia pozornego szczęścia. Bo to jest oszustwo. Promienie mnie oślepiają, niebo płynie błękitem, ziemia, chodniki i ulice są nagie. I myślę, by wyjść i biegać, ucztując z wiosną. Pozory! Tam jest zima. Tylko jej nie widać. Mróz ścina krew, marszczy skórę. Mrożące powietrze wypełnia płuca. Ta wiosna jest pozorna. Pozorna.

Tak też się czuję. Gdy wpatruję się w świat zaokienny, czuję chęć życia. Uruchamiam machinę wspomnień. Tak. Siedzieliśmy w parku na pniu przewróconego drzewa. Naprzeciw siebie. Miałeś wtedy takie ładne, duże oczy. Przytuliłem Ciebie mocno i pocałowaliśmy się. A potem trwaliśmy tak przytuleni przez kwadrans... A może dłużej? Dni, tygodnie, lata? Nie, nie pamiętam już Twojego zapachu.

Jest noc. Leżę w łóżku. Jest duszno. Jestem sam w środku wielkiego miasta. Nie ma tutaj nikogo, kogo mogę przytulić. Zamykam oczy. I nachodzi mnie to wspomnienie: park, Ty, usta, pocałunek. Radość. Ciepło. Płaczę. Cichutko. W końcu świadomość gaśnie. Budzę się nad ranem. Nie mam najmniejszej ochoty, by wstać.

Bo Ty to wszystko rzuciłeś w cholerę.

пятница, 11 февраля 2011 г.

Lettre 12

Elle se leva, mue par une conviction soudaine qui lui ouvrit grands les yeux.
Elle alla chercher le revolver là où Fabien le cachait. Elle revint près du lit où le garçon dormait. Elle regarda son beau visage en visant sa tempe et murmura:
Je t'aime, mais je dois protéger le bébé contre toi.
Elle approcha le canon et tira jusqu'à vider le chargeur.
Elle regarda le sang sur le mur. Ensuite, très calme, elle téléphona à la police:
Je viens de tuer mon mari. Venez.
(A. Nathomb, Robert des noms propres)

Otóż to! Właśnie zabiłam mojego męża. Przyjedźcie!

Lettre 11

Kastracji chcę. Fizycznej. Emocjonalnej. Nie znoszę swoich potrzeb. Seksualnych. Afiliacji. Jestem przemądrzały. Gnuśny. O "urodzie" przeciętnej. Niczyj.
Zostałbym robotem. Kułbym słówka. Czytałbym Hölderlina i nic nie czułbym.

Krople deszczu spadają z Poniatowskiego prosto do Wisły.

Lettre 10

Tu non esisti.
Nie istniejesz. Jesteś nikim.

воскресенье, 6 февраля 2011 г.

Lettre 9

Ne dicas: “Quid, putas, causae est quod priora tempora meliora fuere quam nunc sunt? ”. Non enim ex sapientia interrogas de hoc.
(Eklezjasta 7,10)

четверг, 3 февраля 2011 г.

Lettre 8

Ich grolle nicht, und wenn das Herz auch bricht,
 Ewig verlor'nes Lieb ! Ich grolle nicht.
 Wie du auch strahlst in Diamantenpracht,
 Es fällt kein Strahl in deines Herzens Nacht.
 Das weiß ich längst.

 Ich grolle nicht, und wenn das Herz auch bricht,
 Ich sah dich ja im Traume, 
 Und sah die Nacht in deines Herzens Raume,
 Und sah die Schlang', die dir am Herzen frißt,
 Ich sah, mein Lieb, wie sehr du elend bist.
 Ich grolle nicht.

вторник, 1 февраля 2011 г.

Lettre 7

Gdybym przeczytał swoje słowa na czyimś blogu, pewnie bym już nigdy tam nie wrócił. Ot, awersja do ludzi słabych, nurzających się w swoim cierpieniu, stale rozdrapujących rany. Marazm, dekadencja. Fe!

Oczywiście, najbardziej przeszkadzają nam u innych nasze wady własne. Dlatego stronię od romantyków. Stronię od tandetnych wierszyków o złamanym sercu. Rzygam tym kiczem słów, pluję w ten potok łez. W żelaznym uścisku miażdżę resztki złamanych serc.

Przy każdej mojej depresji boli mnie pełna, wielowymiarowa świadomość stanu, w jakim się znajduję. Potrafię z siebie wyjść. Potrafię zobaczyć to słabe ciało. Te podkrążone oczy. Potrafię usłyszeć skowyt patetycznych słów, zażaleń. Zdaję sobie sprawę z wrażenia, jakie wywieram na interlokutorze, wylewając swą gorycz. Na szczęście chętnych do słuchania jest tak niewielu.

Co czuję, gdy to widzę? Przede wszystkim niesmak. Odrazę. Nade wszystko nie akceptuję swojej słabości.

пятница, 28 января 2011 г.

Lettre 6

Głęboko wierzę, że kubek gorącej kawy i bluza równoważą brak Twojego ciepła. Czemu mi tak potwornie zimno? Świętowałbyś ze mną koniec tej sesji, prawda?

вторник, 18 января 2011 г.

Lettre 5

Wiesz. Gdy dzisiaj szedłem chodnikiem i zataczałem się ze słabości i bólu... Myślałem tylko o Tobie. Marzyłem, żeby się do Ciebie przytulić. I wyżalić. Chciałem, żebyś mnie pocieszył. I mocno uściskał.

Bo to dzisiaj było już ponad moje siły.

Nie ma Ciebie.

четверг, 6 января 2011 г.

воскресенье, 2 января 2011 г.

Lettre 4

Drogi Pawle!

Ciekawe, czy tutaj zaglądasz. Po ostatnim liście pełnym patosu, szare spotkanie z rdzawą, topniejącą rzeczywistością. Jestem zaprzeczeniem własnych słów. Nucę piosenki z płyty Ekstaz św. Teresy. Próbuję opisać moją paranoję w jednostkach chorobowych. Szykuję się na kolejne upadki. Gdyby organy ścigania szukały czegoś tutaj, co by znalazły? Krzywy uśmiech obojętności.

Dwa razy w życiu rzeczywiście przeżywałem: gdy jadłem zbyt wiele z Przyjacielem i gdy wynik tamtego badania był pomyślny. To doprawdy smutne, że na te 19 lat żywota tylko dwie chwile są znaczące w pełni. Oprócz tego mnóstwo całkiem dobrych wspomnień: flirty internetowe, spotkania z pięknymi chłopcami, momenty, gdyśmy się przytulali, spacery, dobre jedzenie, filmy, wzruszenie przy Cioranie, Jelinek, niektórych poetach.

Jaką to sztuką jest móc wyłowić te skry światła z odmętów ciemności? Co mogą nam dać, gdy znów ukażą się naszym oczom i w pełni dostrzeżemy ich blask? Co zabiorą? Wiesz, dzisiaj wyciągnąłem taką skrę. Bardzo dobrze przypomniałem sobie tamtą naszą podróż w góry. Prowadziłeś samochód, ja siedziałem obok. Gadaliśmy. To było zupełnie proste, myśmy byli prości. A + B. Gdy już to sobie przypomniałem, poczułem tamten spokój, tamtą miłość i wdzięczność. I wiesz? To naprawdę działa jak patronus. Ale to jednak też zabiera, bo nie mogę nie zdawać sobie sprawy, że Ciebie już nie ma przy mnie.

Zastanawiam się, czy skoro zrezygnowałeś z mojej miłości, z naszego związku, to czy zachowałeś coś dobrego. Coś, co pozwala Ci uśmiechnąć się, poczuć ulgę. Ja mam kilka przedmiotów, które mi podarowałeś: słuchawki, zaparzacz herbaty, książkę, plecak... Są one ze mną każdego dnia. Ty jednak już nie. Przypominają mi o Tobie i Twoim uczuciu. Czym ono było? Jedyne co wiem, to właśnie to, że ja czułem co innego. Ciekawe, co pozostało u Ciebie.