Tamtego wieczoru Mats jednak nie poznał mojego ojca. Na krótko zanim przyszliśmy mój ojciec zadzwonił i powiedział, że musi się udać na ważną konferencję. Chodzi o decyzję, której nie da się przesunąć. Wtedy stało się dla mnie jasne, że to on był tym, który się bał. Oczywiście nie miał tego wieczora żadnej konferencji. O tym wiedział już wcześniej. Nie, po prostu się bał. Niesamowicie bał się poznać pedała Matsa i musieć zrozumieć, że ten Mats nie był żadnym podczłowiekiem. Obawiał się, że jego święte wartości, na których zasadzało się jego własne kruche bezpieczeństwo, mogłyby się zawalić. Poza przepisanymi granicami nie mogło być radości, ani samorealizacji. Nie mogło być nikogo, któremu wszystkie obowiązki i normy były obojętne, który miał odwagę być wolnym, łatwym do zranienia i omylnym. Wtedy jego świat by się zawalił. Ale ja zrobiłem teraz, co było możliwe. On będzie musiał iść dalej swoją męską drogą z przyrośniętymi do skroni klapkami. To był teraz raczej jego problem i nie miał ze mną zbyt dużo wspólnego.
I. Edelfeldt, Jim w lustrze, Wydawnictwo Marcin Erdmann, Toruń 1996, ss. 182-183
I. Edelfeldt, Jim w lustrze, Wydawnictwo Marcin Erdmann, Toruń 1996, ss. 182-183
Комментариев нет:
Отправить комментарий