Paul to był Księżyc, ja to byłem Słońce. Jakoś cudem się zdarzyło, że świeciliśmy w tym samym momencie. Bo potem to tylko ja świeciłem, błysk, błysk. Potem zgasłem, świecił do mnie jakiś inny Księżyc, ale nie odbijał mojego światła. Teraz znów ja świecę. Na Kota. Kot nie świeci na mnie. Bo koty nie świecą. To oczywiste, nie? Dalej, kotów mieć nie można. Kotem można się opiekować. No to opiekuję się moim. I czasem się wie, że kot da dyla i pójdzie w cholerę. Po prostu patrzysz na takiego kota i wiesz, że pójdzie. Coś w tych ślipiach jest. Coś, co mówi, że pójdzie na pewno. Kot czasem znika na parę dni. Gdy wraca do domu, dziwi się, że pełno gruzu na podłodze leży. A potem jestem ja, a gruzu nie ma. Kot nie wie, nie rozumie, co się stało z gruzem i gdzie ja wtedy byłem. Nie wie, że czekałem cały czas. W tym domu właśnie. No i znów głaskanie, śpiewanie, pląsy. Kocie igraszki. Tylko tak, jak z kotem można. Albo z Kotem. Tylko głaskanie sprawia mniej radości, gdy wiesz, że Kot za chwilę da dyla. I już nie wróci. Czasem ta myśl w ogóle odbiera chęć do zabawy. Kot powinien być przyklejony do tapczanu. I koniec. I się nie ruszać. NIE RUSZAĆ! Ale się rusza i znów wychodzi. Więc ja sobie wmawiam, że jednak Kot jest mój. I że zostanie. Ale ciężko siebie okłamywać, chociaż bardzo by się chciało. I przychodzi smuteczek. Bo Kot pójdzie. No pójdzie w cholerę. I nie mogę nic zrobić. Ani powiedzieć mu tych Dwóch Słów. Nawet już wiem, że mu nigdy nie powiem, bo zdąży uciec. Ucieknie. Na pewno. Ucieknie. W cholerę. A w mieszkaniu tylko gruz zostanie. Gruz. Gruz. Gruz.
a ja znam kota, który gryzie z miłości i drapie z zainteresowania. a gdy się to zaakceptuje, okazuje się takim kochanym stworzeniem.
ОтветитьУдалить