Muszę zmienić tytuł bloga. Fuck thee, Paul miało na początku być wyrazem mojej złości na człowieka, który mnie głęboko skrzywdził. Później tamta myśl miała we mnie wzbudzać poczucie własnej wartości i sprawić, bym umiał się bronić przed ponownym skrzywdzeniem. Jakoś mi nie wyszło, bo w ostatnie wakacje wyłem jak bóbr, opłakując pana M., dzięki któremu na chwilkę byłem szczęśliwy i przez którego przez pół roku byłem w depresji. A może powinienem wyrazić się inaczej? "Przez niego byłem w depresji" brzmi jakbym miał względem niego głęboki żal, grymasił. To nie tak. Było, minęło. Depresję sobie niejako sami robimy. Myślę, że niektórzy z nas są tak właśnie skonstruowani, że pewne braki, pewne zadane rany nie goją się, czernieją, zachodzą gangreną czy Bóg raczy wiedzieć czym jeszcze. Panu M. wybaczam i życzę jak najlepiej. A każde spotkanie z nim to ciekawa rozmowa, czasem spacer.
Zacząłem dygresją. Notkę zatytułowałem Testament mój. Chyba wychodzą po mnie lata spędzone w szkole nazwanej imieniem wieszcza. I dlatego to tutaj pasuje, bo Słowak to też część mnie. A utwór o tym tytule jest przepiękny. Dlaczego piszę testament? Tak na wszelki wypadek. Gdyby się zdarzyło jakieś cholerstwo. Nim to jednak zrobię, chcę jeszcze napisać, dlaczego tak kurczowo trzymam się życia, jak to określiła moja przyjaciółka.
O życiu
Życie nie ma sensu. Nie ma wyznaczonego celu, do którego należy dążyć. Mimo to uważam, że warto żyć. Tak wybrałem. Wybrałem życie i walkę. Walkę o szczęście. Szczęście można rozumieć różnorako i rzeczywiście różne są jego formy. Można się naćpać, schlać i jest się niejako szczęśliwym dzięki oderwaniu się od świata. To jest jakaś metoda, ale nie przepadam za nią. Można też spędzać czas z ukochaną osobą, z przyjaciółmi, znajomymi; korzystać z ciekawych czasem studiów, czytać książki, oglądać filmy, słuchać muzyki. To wszystko daje takie chwile uniesienia i właśnie dla nich warto, moim zdaniem, żyć. Nic więcej w życiu nie dostaniemy. Najpiękniejszym okazem szczęścia jest obecność ukochanej osoby, której możemy ufać, która nas wspiera, która daje nam odpoczynek od zawirowań życia. I której my dajemy to samo w zamian. Dla mnie taką osobą jest Kot. On skleja moje życie do kupy. Obawiam się, że bez niego by się to wszystko potrzaskało. Mam nadzieję, że ja także daję mu coś podobnego. Jeszcze raz: warto żyć dla chwil szczęścia.
Tak więc, jeśli by mi się coś stało, a są duże szanse, że się jednak nie stanie; w każdym razie na wszelki wypadek chcę powiedzieć mojemu Kotu, mojej rodzinie, moim przyjaciołom i znajomym, a także kolegom i koleżankom, wszystkim ludziom, których spotkałem w moim życiu: dziękuję. Dziękuje, ukształtowaliście mnie, jak kształtowałem Was. W mniejszym lub większym stopniu. Co Wam zostawiam? Tym, którzy mnie kochali, ból. Ale to przeminie. Wszystkim zaś bez wyjątku wspomnienie. Niechaj będzie to miłe wspomnienie, które sprawi, że się uśmiechniecie, że spojrzycie na swoje życie i będziecie wiedzieć, że przeżyliście coś wartościowego i że coś takiego w życiu się jeszcze spotka. To wartościowe to niekoniecznie związane ze mną musi być, ale mógłbym być impulsem do jakiejś wesołej refleksji. Nie mam żadnych kosztowności. Gdybym miał, chciałbym je zostawić ludziom, którzy mogli za pieniądze z ich sprzedaży polepszyć czyjeś życie. Mam sporo książek. Jeżeli ktoś znajdzie tam coś ciekawego, niech sobie weźmie.
Odrębne pożegnanie dla mojego Kota. Nawet jeśli nic mi się nie stanie, to i tak zasługujesz na podziękowania. I nie wiem nawet, jak się wysłowić. Chyba nie umiem. Jak powiedzieć, że te wszystkie chwile razem były dla mnie tak cenne, najcenniejsze? Że swoją drobną osobą wyprowadziłeś mnie z najczarniejszego okresu mojego życia? Że dałeś tyle chwil szczęścia? Że mogłem na Ciebie liczyć w każdej chwili? Że mogłem Ciebie tulić, całować? Uspokajać, gdy byłeś wściekły bądź zrozpaczony? Ale czy ja się sprawdziłem? Wiem, że mam mnóstwo wad. Ale starałem się ze wszystkich sił dla Ciebie jak najlepiej. Gdyby mnie zabrakło przy Tobie. Tutaj moja śmierć dużo nie zmienia, jest wiele bowiem powodów dla których ludzie się rozstają. Gdyby więc tak się stało, że mnie przy Tobie nie będzie, to życzę Ci dwóch rzeczy. Po pierwsze, żebyś był na tyle dzielny, by wszystko znieść i walczyć o swoje szczęście z uśmiechem. Po drugie, żebyś znalazł sobie kogoś, kto mnie zastąpi i będzie dla Ciebie dobry. Zawsze szanuj siebie i nie pozwól związać się z kimś, kto nie będzie Ciebie szanował.
Jeżeli jednak przeżyję, co jest możliwe, potraktujcie tę notkę jako spis moich dotychczasowych refleksji nad życiem. A podziękować Wam za wszystko i tak chciałem. Bądźcie zdrowi, kochajcie siebie i bliźnich. I ja Was kochałem.
PS Jakoś nigdy się z Bogiem nie rozliczyłem. Lubiliśmy się ze sobą droczyć. Ja mu mówiłem, że go nie ma, on, że mnie za chwilę nie będzie. Ostatecznie jednak nic nie sprawiło, bym w Niego wierzył. A jednak, kiedy się naprawdę boję, sięgam szczytu hipokryzji i się modlę. Do tego jestem dość egoistyczny, bo albo o siebie, albo o Kota. Może się niebawem przekonam, jak to naprawdę jest?
PS2 Najbardziej bym żałował, że już nigdy nie zobaczę i nie dotknę Kota. I że nie porozmawiam już z moimi przyjaciółmi.
Zacząłem dygresją. Notkę zatytułowałem Testament mój. Chyba wychodzą po mnie lata spędzone w szkole nazwanej imieniem wieszcza. I dlatego to tutaj pasuje, bo Słowak to też część mnie. A utwór o tym tytule jest przepiękny. Dlaczego piszę testament? Tak na wszelki wypadek. Gdyby się zdarzyło jakieś cholerstwo. Nim to jednak zrobię, chcę jeszcze napisać, dlaczego tak kurczowo trzymam się życia, jak to określiła moja przyjaciółka.
O życiu
Życie nie ma sensu. Nie ma wyznaczonego celu, do którego należy dążyć. Mimo to uważam, że warto żyć. Tak wybrałem. Wybrałem życie i walkę. Walkę o szczęście. Szczęście można rozumieć różnorako i rzeczywiście różne są jego formy. Można się naćpać, schlać i jest się niejako szczęśliwym dzięki oderwaniu się od świata. To jest jakaś metoda, ale nie przepadam za nią. Można też spędzać czas z ukochaną osobą, z przyjaciółmi, znajomymi; korzystać z ciekawych czasem studiów, czytać książki, oglądać filmy, słuchać muzyki. To wszystko daje takie chwile uniesienia i właśnie dla nich warto, moim zdaniem, żyć. Nic więcej w życiu nie dostaniemy. Najpiękniejszym okazem szczęścia jest obecność ukochanej osoby, której możemy ufać, która nas wspiera, która daje nam odpoczynek od zawirowań życia. I której my dajemy to samo w zamian. Dla mnie taką osobą jest Kot. On skleja moje życie do kupy. Obawiam się, że bez niego by się to wszystko potrzaskało. Mam nadzieję, że ja także daję mu coś podobnego. Jeszcze raz: warto żyć dla chwil szczęścia.
Tak więc, jeśli by mi się coś stało, a są duże szanse, że się jednak nie stanie; w każdym razie na wszelki wypadek chcę powiedzieć mojemu Kotu, mojej rodzinie, moim przyjaciołom i znajomym, a także kolegom i koleżankom, wszystkim ludziom, których spotkałem w moim życiu: dziękuję. Dziękuje, ukształtowaliście mnie, jak kształtowałem Was. W mniejszym lub większym stopniu. Co Wam zostawiam? Tym, którzy mnie kochali, ból. Ale to przeminie. Wszystkim zaś bez wyjątku wspomnienie. Niechaj będzie to miłe wspomnienie, które sprawi, że się uśmiechniecie, że spojrzycie na swoje życie i będziecie wiedzieć, że przeżyliście coś wartościowego i że coś takiego w życiu się jeszcze spotka. To wartościowe to niekoniecznie związane ze mną musi być, ale mógłbym być impulsem do jakiejś wesołej refleksji. Nie mam żadnych kosztowności. Gdybym miał, chciałbym je zostawić ludziom, którzy mogli za pieniądze z ich sprzedaży polepszyć czyjeś życie. Mam sporo książek. Jeżeli ktoś znajdzie tam coś ciekawego, niech sobie weźmie.
Odrębne pożegnanie dla mojego Kota. Nawet jeśli nic mi się nie stanie, to i tak zasługujesz na podziękowania. I nie wiem nawet, jak się wysłowić. Chyba nie umiem. Jak powiedzieć, że te wszystkie chwile razem były dla mnie tak cenne, najcenniejsze? Że swoją drobną osobą wyprowadziłeś mnie z najczarniejszego okresu mojego życia? Że dałeś tyle chwil szczęścia? Że mogłem na Ciebie liczyć w każdej chwili? Że mogłem Ciebie tulić, całować? Uspokajać, gdy byłeś wściekły bądź zrozpaczony? Ale czy ja się sprawdziłem? Wiem, że mam mnóstwo wad. Ale starałem się ze wszystkich sił dla Ciebie jak najlepiej. Gdyby mnie zabrakło przy Tobie. Tutaj moja śmierć dużo nie zmienia, jest wiele bowiem powodów dla których ludzie się rozstają. Gdyby więc tak się stało, że mnie przy Tobie nie będzie, to życzę Ci dwóch rzeczy. Po pierwsze, żebyś był na tyle dzielny, by wszystko znieść i walczyć o swoje szczęście z uśmiechem. Po drugie, żebyś znalazł sobie kogoś, kto mnie zastąpi i będzie dla Ciebie dobry. Zawsze szanuj siebie i nie pozwól związać się z kimś, kto nie będzie Ciebie szanował.
Jeżeli jednak przeżyję, co jest możliwe, potraktujcie tę notkę jako spis moich dotychczasowych refleksji nad życiem. A podziękować Wam za wszystko i tak chciałem. Bądźcie zdrowi, kochajcie siebie i bliźnich. I ja Was kochałem.
PS Jakoś nigdy się z Bogiem nie rozliczyłem. Lubiliśmy się ze sobą droczyć. Ja mu mówiłem, że go nie ma, on, że mnie za chwilę nie będzie. Ostatecznie jednak nic nie sprawiło, bym w Niego wierzył. A jednak, kiedy się naprawdę boję, sięgam szczytu hipokryzji i się modlę. Do tego jestem dość egoistyczny, bo albo o siebie, albo o Kota. Może się niebawem przekonam, jak to naprawdę jest?
PS2 Najbardziej bym żałował, że już nigdy nie zobaczę i nie dotknę Kota. I że nie porozmawiam już z moimi przyjaciółmi.
biorę wszystkie książki!
ОтветитьУдалить